Niech zapłonie święty Ogień w nas

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Polska i Wielka Brytania powinny opuścić Unię

 wywiad z Nigelem Faragem dla Rzeczpospolitej europosełem i przewodniczącym eurosceptycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa

Rz: Nicolas Sarkozy nie tak dawno zbeształ prezydenta Lecha Kaczyńskiego za wyrażenie wątpliwości w sens dalszej ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Co polski prezydent powinien mu odpowiedzieć?
Wypowiedź, o której pan mówi, miała miejsce w Parlamencie Europejskim. Akurat byłem na sali i doskonale pamiętam argumenty, jakich użył Sarkozy. Powiedział między innymi, że Lech Kaczyński zawarł w tej sprawie porozumienie i powinien teraz dotrzymać słowa. Okej. Jeżeli tak, to warto przypomnieć panu Sarkozy’emu, że według wcześniejszego porozumienia jeżeli choć jeden kraj członkowski odrzuci traktat, sprawa przepada. Takie są zasady funkcjonowania tego klubu. Francuski prezydent tymczasem stosuje politykę podwójnych standardów. Respektuje porozumienia, w momencie, gdy mu to pasuje, łamie je w momencie, gdy mu nie pasuje. Lech Kaczyński powinien wytknąć mu tę hipokryzję.
Dlaczego Sarkozy’emu i innym europejskim przywódcom tak bardzo zależy na tym traktacie?
Bo daje on im do ręki wszelkie mechanizmy niezbędne do budowy superpaństwa: Stanów Zjednoczonych Europy. Politycy wciskają opinii publicznej rozmaite kłamstwa: że traktat ma pomóc Unii sprawniej działać, że mamy teraz 27 członków, a więc musimy się dostosować do nowej sytuacji i tym podobne brednie. Prawda jest jednak zupełnie inna. W całym zamieszaniu wokół traktatu chodzi o władzę.
Władzę dla kogo?
Dla europejskich instytucji, które dzięki temu dokumentowi będą mogły podpisywać międzynarodowe traktaty i przyznawać sobie kolejne prerogatywy bez pytania o zgodę państw członkowskich. Unia po wprowadzeniu w życie traktatu lizbońskiego stanie się państwem i o to właśnie chodzi tym ludziom.
Przecież państwa narodowe nie znikną.
Oczywiście, że nie. Ale stracą część swojej suwerenności na rzecz unijnych instytucji. W Brukseli będą podejmowane decyzje dotyczące na przykład wymiaru sprawiedliwości czy spraw zagranicznych. Unia będzie dyktować nam, jak mamy używać naszej policji i jakie wydawać wyroki na naszych salach sądowych. Europejczycy tego nie chcą. Jasno dali temu wyraz w referendach Francuzi, Holendrzy, a teraz Irlandczycy.
To kto w takim razie tego chce?
Klasa polityczna w każdym państwie członkowskim Unii Europejskiej. To bardzo rzadka sytuacja, w której politycy i zwykli obywatele, których mają reprezentować, chcą czegoś zupełnie innego.
Jak pan tłumaczy ten rozdźwięk?
To proste: zawodowi politycy są zawodowymi politykami. Ludźmi, którzy prosto z uniwersytetów trafiają do polityki, cała ich kariera oparta jest na polityce, a Unia Europejska to z finansowego punktu widzenia najlepsza rzecz, jaka im się kiedykolwiek przydarzyła. Proszę spojrzeć na polskich urzędników, którzy dostali pracę w instytucjach europejskich. To teraz bardzo, bardzo bogaci ludzie. Dziwi się pan, że są za pogłębianiem europejskiej integracji?
Oskarża pan europejskich przywódców o brak patriotyzmu?
Ich patriotyzm został kupiony za grube miliony euro.
Jak chce pan temu zaradzić?
Mam nadzieję, że prezydent Lech Kaczyński, a także przywódcy Irlandii i Czech mocno zaprą się nogami o ziemię i powiedzą panu Sarkozy’emu głośno: nie!
Naprawdę wierzy pan, że proces głębszej integracji Europy da się powstrzymać? W 2005 roku Francuzi i Holendrzy odrzucili konstytucję UE i okazało się, że eurokraci mają plan B w postaci traktatu. Jeżeli i traktat polegnie, to pewnie szybko znajdzie się jakiś plan C.
Nic nie powstrzyma europejskich przywódców przed spełnieniem ich snu o Stanach Zjednoczonych Europy. Nic, oprócz demokratycznej woli narodów państw członkowskich. Politycy, o których mówimy, realizują fanatyczny projekt. Wyznają europejski nacjonalizm. To bardzo niebezpieczny polityczny fenomen, który jednak bardzo boi się demokracji.
Dlaczego niebezpieczny? Jeżeli Europa chce konkurować z Indiami, Chinami czy USA, to chyba musi się wzmocnić.
Centralnie sterowana, zbiurokratyzowana i niedemokratyczna Unia Europejska ma być konkurencją dla tych dynamicznie rozwijających się potęg? Niech pan nie żartuje.
Traktat ma zmienić tę sytuację.
Jak? Przecież to stos kolejnych regulacji. Unijna gospodarka jest dławiona przez tysiące bezsensownych przepisów. Jest droga i archaiczna. Lewica forsowała podobne rozwiązania w różnych częściach świata i wszędzie kończyło się to katastrofą. Niestety, nikt nie ma odwagi, żeby o tym głośno mówić. Unia jest zupełnie niegotowa na konkurowanie w nowoczesnym świecie globalizacji. To, czego nam potrzeba, to uwolnienie gospodarki, liberalizmu, a nie tysięcy kolejnych przepisów.
Ostro krytykuje pan Unię Europejską, ale czy ma pan jakiś program pozytywny?
Oczywiście. Chciałbym, żeby Europa była luźnym związkiem demokratycznie kontrolowanych, wolnych państw członkowskich, które współpracują ze sobą przy konkretnych projektach. Tak jak robimy to w NATO. Pakt północnoatlantycki to przykład doskonałej międzynarodowej kooperacji. Unia Europejska to przykład czegoś dokładnie odwrotnego. Nie kooperacji, ale asymilacji władzy w ośrodku centralnym.
Czyli Unię należy rozwiązać?
Opowiadam się za tym, żeby Wielka Brytania wycofała się z tej organizacji i podpisała jedynie porozumienie o wolnym handlu z krajami członkowskimi. Współpracowalibyśmy wtedy z naszymi europejskimi partnerami tylko nad konkretnymi projektami. Jestem pewien, że jak podejmiemy takie kroki, kolejne kraje bardzo szybko wezmą z nas przykład. Na czele z Polską.
Na razie Polska nie jest jednak tak bogata jak Wielka Brytania i nie stać jej na opuszczenie Unii. Może utrata części suwerenności to cena, jaką musimy zapłacić za bezpieczeństwo i dobrobyt?
Dokładnie takich argumentów używali wobec was Sowieci. Myślę, że Polacy doskonale wiedzą, że tego typu twierdzenia są na ogół nieprawdziwe. Zapewniam pana, że aby się rozwijać, Europie wystarczy bliska współpraca ekonomiczna. Polityczna integracja nie jest potrzebna do osiągnięcia dobrobytu. Gdy wyrzekniemy się demokracji i decyzję podejmować będą za nas eurokraci, na pewno nie będziemy realizować interesów naszych obywateli.
Wróćmy do traktatu. W Polsce sporo kontrowersji wywołuje Karta praw podstawowych. Istnieje obawa, że Unia Europejska po traktacie nie będzie strukturą ideologicznie neutralną.
Problem z Kartą polega na tym, że jest tak mętnie napisana, że właściwie nie wiadomo, o co w niej chodzi. Myślę jednak, że obawy Polaków są prawdopodobnie uzasadnione. Unia jest bowiem mocno zlaicyzowaną instytucją, która nie respektuje przekonań religijnych jednostek czy społeczeństw i próbuje im narzucać rozmaite liberalne rozwiązania. Jestem pewien, że w którymś momencie Kościół rzymskokatolicki w Polsce znajdzie się na kursie kolizyjnym z Unią Europejską.
Jak widzi pan przyszłość Europy?
Jestem optymistą. W ostatnich pięciu latach nastąpiła wielka zmiana w nastrojach opinii publicznej i w nastawieniu części europejskiej prasy. Ludzie zdecydowanie odrzucają tak zwany projekt europejski. Wbrew nadziejom elit nie wytworzył się również żaden europejski patriotyzm. Francuzi chcą być dalej Francuzami, Brytyjczycy chcą być dalej Brytyjczykami i – jestem o tym święcie przekonany – Polacy chcą być nadal Polakami. Pomysł, że pańscy rodacy powiedzą nagle „czujemy się przede wszystkim Europejczykami, a dopiero później Polakami”, jest śmiechu warty. Nawet jeżeli eurokraci postawią na swoim i zbudują superpaństwo, to długo ono nie pociągnie. Wola narodów zwycięży. Wierzę, że uda nam się odwrócić obecny trend.
Widzi pan w tym jakąś rolę dla Polski?
Oczywiście! Macie wielką szansę, żeby odegrać kluczową rolę w tym procesie. Jesteście jednym z najbardziej pokrzywdzonych przez historię narodów, który wiele wycierpiał pod jarzmem niedemokratycznych reżimów. Myślę, że Polacy widzą, jak bardzo część działań podejmowanych przez Unię Europejską przypomina ich tragiczne doświadczenia z przeszłości i możemy liczyć na wasze wsparcie. Dlatego w Wielkiej Brytanii trzymamy kciuki za Polaków i bardzo cieszymy się z tego, co mówi wasz prezydent. Gdybyśmy mogli stworzyć polsko-brytyjski sojusz wymierzony przeciwko chorym pomysłom budowy superpaństwa, byłbym wniebowzięty.
Nigel Farage jest europosłem, przewodniczącym Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (United Kingdom Independence Party) i jednym z liderów europarlamentarnej grupy Niepodległość i Demokracja (w jej składzie są europosłowie Ligi Polskich Rodzin). Wcześniej był działaczem Partii Konserwatywnej, z której wystąpił w 1992 roku, gdy lider torysów John Major jako premier podpisał w imieniu Wielkiej Brytanii traktat europejski z Maastricht. Do europarlamentu Farage był dotąd wybierany dwukrotnie – w 1999 i 2004 roku.

źródełko: Rzeczpospolita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Projekt strony AreteArt. © Wszystkie prawa zastrzeżone.